Żona z kochankiem

Cuckold, trójkąt – róża nie bez kolców

Dla równowagi i transparentności powstał artykuł także o tej mniej kolorowej stronie układu trójkątnego. Tak to już w życiu bywa, że nie wszystko złoto co się świeci, każdy kij ma dwa końce, a medal ma dwie strony. Prowadząc ten blog zależało mi aby być uczciwym i pokazać także i tą stronę pomysłu jakim jest wprowadzenie do związku monogamicznego, dodatkowej osoby. Cechy te pisane są z perspektywy męża żony, będą więc sprofilowane pod konkretny punkt widzenia. Mogą wydawać się też niewiarygodne, ale w jakiejś częstotliwości przydarzyły się mi i przeszliśmy przez nie. Dlatego nie sposób je ukrywać, tak jak się zwykło to robić w innych miejscach. Będzie długo… temat jest skomplikowany, ale dla pełnego obrazu co Cię może czekać – ważny, zaczynamy…

Nierównowaga emocjonalna

W relacji trójkątnej zawsze istnieje ryzyko, że jedna osoba poczuje się mniej ważna lub będzie mieć wrażenie czasowo wykluczonej. Może to wynikać z tego, że dwoje partnerów spędza razem więcej czasu lub wykazuje większe zaangażowanie emocjonalne. Jak myślicie, kogo to najszybciej dotknie z całej trójki? Kobieta jest zaopiekowania przez dwóch samców. Ma ich uwagę i miłości, także tej dosłownej naprawdę dużo (więcej niż zwykle). Kochanek żony, wie, że jego rolą jest bycie dodatkiem, wszystko co ma, co dostaje, jest na plus, bo tego nie miał. Czy to uwaga w rozmowie czy lodzik na żywo – nie miał, a ma. Cieszy się jak dziecko z każdej drobnostki. Zatem chyba nie przekrzywię rzeczywistości jeśli stwierdzę, że na największe nierównowagi będziesz narażony Ty kolego, czytelniku. Jako mąż swojej żony, która jest adorowana przez kochanka i chce, lubi i będzie odwzajemniać każdy pozytywny aspekt znajomości – Ty będziesz miał mniej – uwagi, fantazji, dwuznaczności na co dzień. Przejmie to ktoś inny. To ktoś będzie nawijał jej makaron na uszy, opowiadał na co ma dziś ochotę, jak i na jakim stole liże jej cipkę. Tobie po powrocie z pracy przyjdzie na tym stole przygotować jedzenie, pomiędzy rozwożeniem dzieci na zajęcia dodatkowe. Skorzystasz jeszcze ze stołu jak rzucisz tam nie żonę do lizania cipki, a zakupy wyczerpany na koniec dnia. Od przyjemnych fantazji będzie nowy kolega, Ty będziesz od codziennych powtarzalnych rzeczy tak jak było to do tej pory. Oczywiście nic nie jest zero jedynkowe i na pewno i Ty będziesz miał okazję poflirtować z żoną, ale będziesz cały czas musiał lawirować między zwykłymi szorstkimi, codziennymi wątkami a utrzymaniem jej erotycznej uwagi. Walka… przebijanie się, czasem Ci się uda, częściej średnio. Czasem sobie popieprzysz, a czasem dostaniesz kosza, bo nie ma warunków, nastroju czy czasu.

Gdy żona jest zmęczona potrzebuje odpocząć, Ty przejmujesz obowiązki. Gdy żona źle się czuje, także Ty ją wspierasz. Gdy żona ma w pracy drakę, Ty słuchasz jej cierpliwie i starasz się zrozumieć. Gdy żona ma okres, Ty jedziesz na ręcznym przez parę dni. Generalnie Ty jesteś od strefy bezpieczeństwa i stabilności. Ty stanowisz fundament rodziny i waszego związku, to wymaga cierpliwości, elastyczności, wyrozumiałości i czytania w myślach. Ale w momencie gdy pojawi się kochanek – to jaka jest jego rola? Otóż on jest kojarzony z całym spektrum spraw przyjemnych. A to trzeba wirtualnie zrobić masaż, a to pochwalić że na zdjęciu pięknie dziś wygląda (i przy okazji dopytać jaki ma kolor bielizny), wspomnieć ostatnie spotkanie i to jak świetnie całuje, oraz jak była wilgotna gdy w nią wchodził na blacie w kuchni, rozmarzyć się o fantazji która za nim chodzi i nie zrealizował jej tylko dlatego, że nie było czasu na spotkaniu tyle się działo. To są etapy codzienne wirtualne którymi żyje Twoja żona i jej facet, ale poczekaj są jeszcze – spotkania.

Na spotkaniach wszystko się tylko nakręca. Twoja drugorzędność i „walka” o uwagę swojej żony będzie się tylko wzmagać. Po co są spotkania? Kochankowie – Twoja żona i kochanek fantazjują o tym dniu, nie mogąc się go doczekać. Droczą się, flirtują, planują coś i żonglują pomysłami. W momencie spotkania są ciągle nienasyceni, szukają okazji i możliwości do tak dużej ilości kontaktu aby nasycić się do kolejnego spotkania. Dziwisz się, że jesteś z boku, że czujesz się nie do końca tam potrzebny? Nie powinieneś. Dałeś żonie świeżynkę. Napalonego do granic samca, który instynktownie wie jaka jest jego rola. Jeśli nie jesteś asertywny i od początku dasz za wygraną – będziesz tylko obserwatorem tego czego nie doświadczasz w domu w takiej skali sam. Bo żona z innym, nie jest taka święta jak z Tobą na co dzień. Nagle wychodzi z niej kocica, drapieżnik, który czyha tylko aby podroczyć się, zostać zaczepioną i nie mieć wyjścia aby mu zrobić dobrze. Czy to zrobi? To tylko zależy od jego i jej opanowania, oraz tego kim jesteś Ty i na co się umówiliście. To wszystko kwestia czasu, nikt na spotkania nie jeździ aby gadać (chyba, że w przerwach od seksu). Taka sytuacja na pewno podnieciłaby Cię – gdybyś patrzył na filmie jak jakaś kobieta od progu zabiera się za kutasa pewnego gentlemana. Ale gdy Twój umysł nagle podsunie Ci pytanie – super, ale to Twoja żona i jej kochanek i to się dzieje na prawdę. A potem zadajesz sobie pytanie ile razy zrobiła Ci taką przyjemność w podobnej sytuacji? Ups… i nagle pojawia się dysonans. Nagle, zaczynasz temu koledze zazdrościć i też chcieć mieć takie atrakcje… Spróbuj powiedzieć to na głos – w odpowiedzi dostaniesz „psujesz nastrój”, „masz mnie/ją na co dzień”, „a kto Ci zabrania też tak mieć”, „przecież możesz też dołączyć”, „a pamiętasz jak kiedyś tak miałeś”. Pacyfikują Cię w mgnieniu oka i czujesz się, że masz problem i jesteś winny że się odezwałeś. A to tylko przykład sytuacji… I tu cała na czarno wjeżdża…

Zazdrość

Ta może być pozytywna. Może. Może, np. otwierać oczy i kazać się starać o swoją kobietę, dbać, szanować, zauważać. Zazdrość to emocja jak każda inna, nie jest ani zła ani dobra. Po prostu jest i ma ją każdy, bez wyjątku. Ale ten artykuł porusza czarną stronę mocy – bo każdy medal ma dwie strony…

Sytuacja opisana wyżej o tym jak stęskniona żona robi kochankowi zaraz na początku spotkania namiętnego loda to tylko przykład. Spotkanie się dopiero zaczyna i takich sytuacji gdzie kochanek coś ma „bo jest, bo spotykają się rzadko”, jest pełno na spotkaniu. Nagle masz przeplatane podnieceniem wrażenie, że Ty mężu nie jesteś tego w stanie nadrobić – mam na myśli takich akcji ze swoją żoną w domu przy dzieciach, humorach, różnym nastroju i potrzebach rodziny – może nigdy. No chyba, że powiesz mi, że po 10-20 latach maleństwa masz żonę która Ci robi takiego lodzika od progu i spokojnie nacieszyłeś się już tym i teraz chętnie się tym podzielisz z innym.

Zaczyna się w głowie porównywanie, wyliczanie, robienie bilansu zysków i strat. A to krótka droga do bycia zazdrosnym. Potem z kolei wypomina się to, oczekuje tego samego, podobnego i potem rzadko się to otrzymuje, a przez to dysonans rośnie. Czasem się otrzymuje, ale to nie smakuje już tak samo, atmosfera jest inna, czasu mniej, okoliczności mniej wymowne. Czasem liczysz, że coś dostaniesz, nie umiejętnie zaczniesz grę wstępną, z nadzieją „nagrody”, a tu pacyfikacja, nie dziś, a jak zwrócisz uwagę, że coś chciałeś – to dostaniesz zwrotkę „tobie w głowie tylko seks”. Do kochanka tak nie powie, ale Ty się tego nasłuchasz, oj nasłuchasz. Zazdrość się nakręca i każdy kolejny kontakt kochanka z żoną przestaje tak samo bawić, bo nagle dostrzegasz że sprawy kręcą się same i podział ról na darczyńcę i obdarowanego wzmaga się. Niby fajnie, ale jednak czujesz, że coś umyka przez palce. Żona Ci powie „nie lubię być kontrolowana, to moja przestrzeń, zaufaj mi, moje granice są gdzieś indziej, nie zrobiłam nic złego, sam tego chciałeś”. Dystansujesz się jeszcze bardziej, wycofujesz, czujesz się winny, że powiedziałeś co myślisz. Ona może, Ty już musisz to ograniczać i wpadasz w ten kołowrotek. Nagle Twoja fantazja stała się Twoją zmorą i sam już nie wiesz czy z Tobą jest coś nie tak – że chcesz więcej (seksu i intymności) żony, czy z żoną – bo ma prawo do wyrażania siebie i własnej przestrzeni, granic pisanych po swojemu i jak chce kochanka – to ma do niego prawo tak jak sobie tego zażyczy. A gdzie Twoja przestrzeń i granice? Tu płynnie przechodzimy do kolejnego etapu…

Po spotkaniu

Pewnie czytałeś, słyszałeś opowieści innych jak to potem para ma miesiąc miodowy po spotkaniu. Słyszałem to i ja. Zapewne tak jest w jakiś przypadkach. Może to jest kwestia definicji – jak rozumiemy miesiąc miodowy. Powiem Ci coś z własnego podwórka, powiem Ci historię która jest nieco inna, aczkolwiek prawdziwa. Znów pomyślisz – to jakiś absurd u mnie będzie inaczej… zobaczymy, życzę Ci aby te życzenia się spełniły.

Po spotkaniu żona jest zmęczona. Jest zmęczona bardzo, jak po intensywnych wczasach na których zamiast leżeć nad basenem z zapewnionym jedzeniem all inclusive, poszliście razem na trudny szlak w tatrach, w dodatku zimą z kiepskimi rakami na butach. Żona po prostu musi spać, a potem intensywnie pracować (bo zarwaliście weekend) i w między czasie pisze z kochankiem – wspominając jak to było. Przecież nie wypada odciąć go od rozmów. To byłoby nie ludzkie. Z nim flirtuje i omawia w jakiej pozycji było im najlepiej, a z Tobą rozmawia na wyższym poziomie ogólności. Fajny apartament, okolica mogłaby być lepsza itd. Ale było miło. W tygodniu musi więcej spać, ponieważ ciężko się śpi gdy kochanek jest obok, niezależnie jakie są założenia. Musi więc pracować i ogarniać tydzień, bo właśnie wróciliście do normalności, zwaliły się Wam dzieci, obowiązki, pusta lodówka do zapełnienia i reszta drobiazgów które zostały odłożone na półkę przez spotkanie. Żona w pracy – pisze, wspomina, fantazjuje z kochankiem, a gdy wychodzi z pracy jest natychmiast zarzucona rzeczami które stanowią codzienność. Jest niewyspana i wyczerpana… więc odsypia. Halo, myślisz sobie – a to nie miało być seksu u nas więcej? No może będzie – ale żona to nie robot. Właśnie miała sporo seksu z kochankiem (być może z Tobą też, ale zwróć uwagę że ona brała i dostawała od dwóch, a Ty się nią dzieliłeś, albo obserwowałeś) i teraz ma już przesyt na jakiś czas. Musi ochłonąć aby znów sprawiało jej to przyjemność i miała chęć. Logiczne. Ty jesteś od stabilizacji, bezpieczeństwa i codzienności. Włącz wyrozumiałość, szacunek i cierpliwość. Proste.

Faceci wiedzą, że to nie do końca proste. Masz wrażenie graniczące z pewnością że jesteś na granicy podniecenia i Tobie jest wciąż mało i chciałbyś bzykać swoją żonę co najmniej codziennie z tego szczęścia. Musiałeś w końcu dzielić się żoną, udostępniać, ujmować sobie, czekać, albo patrzeć w zależności od układu. Tak czy inaczej – to była dla Ciebie bomba emocjonalna i zaraz inna eksploduje Ci w spodenkach. Ale cóż – patrzysz na real, a tam nic nie zapowiada seksu na horyzoncie w najbliższym czasie. Gdzie ten miesiąc miodowy?

Odpuszczasz, nie wytrzymujesz, z żalem robisz sobie sam dobrze, raz, drugi, piąty… W sumie nawet jak przypomni sobie, że Ty masz wzmożoną ochotę „po” to i tak dasz radę – także z nią, jesteś tak podniecony. Trochę ogasasz i zastanawiasz się czy ten układ służy Tobie i tak ma wyglądać, że będziesz zawsze już woził żonę na spotkania gdzie inny będzie korzystał z niej do woli, dołączysz jak będzie możliwość, popatrzysz bo w końcu oni na siebie czekali, a potem Ty będziesz robił sobie ręką dobrze? Rozumiem, że tak to sobie wyobrażałeś? Super jeśli jesteś totalnie uległą jednostką to tak. A jeśli jesteś za partnerstwem?

To służy podpowiada Ci rozum, masz więcej niż miałeś przecież. Ale czy służy tak jak to sobie wyobrażałeś i chciałeś? Aaa, nie wyobrażałeś sobie wszystkiego, nie wiedziałeś, że tak to też może wyglądać? No tak skupiłeś się na oglądaniu 5 minutowych scen porno latami i nie zadałeś sobie pytania jak wyglądać może otoczka, przed i po spotkaniu. Spoko, rozumiem to. Też popełniłem ten błąd – skrót myślowy, że to sama przyjemność, seks i napalona żona na męża gratis. Wtedy w Twojej głowie rodzi się…

Syndrom Mikołaja

To nazwa jaką stworzyłem sam, być może nazwiesz to inaczej. Ale pozwól, że wyjaśnię Ci co mam na myśli. Pojawia się prędzej czy później (gdy masz niedosyt, czujesz nierównowagę) taka myśl o obecnej sytuacji. Myślisz – sam to wymyśliłem, przekonałem, czekałem, namawiałem, zaaranżowałem, znalazłem faceta (lub zaakceptowałem go), ustaliliście jak to ma (może) wyglądać, żona kupiła nową bieliznę, ciuchy, zorganizowaliście opiekę nad dziećmi, wyjechaliście z domu, znaleźliście, zarezerwowaliście coś, planowaliście co można i jak porobić… Jak widzisz kosmiczna droga. Można by ją rozbudować, sam wiesz, że dopisałbyś jeszcze parę etapów. Masa przygotowań żeby to dobrze wypadło generalnie.

Dopada Cię więc myśl, że dałeś komuś zajebisty prezent. Jak na to patrzysz z dystansu, to dochodzi do Ciebie, że Tobie nikt takiego chyba nie dał. Zamieniłbyś się z tym kochankiem, tylko po to aby w stosunku do Ciebie była taka Twoja żona. W sumie to w takich warunkach, czegoś takiego, takiej żony, tak długo i w taki sposób to w życiu nie widziałeś i nie miałeś, a znasz swoją żonę 10-15-20 lat. Jest coś takiego jak reguła wzajemności. Wiesz o co chodzi – jak poczęstujesz kogoś orzeszkami w pracy, to możesz oczekiwać, że ten ktoś także poczęstuje Cię snackami które ma na biurku. Taka życzliwość, psychologia nazywa to regułą wzajemności. Dochodzi Cię wtedy myśl, że kurde – dałeś komuś prezent którego sam nigdy nie dostałeś i nie miałeś w takiej wersji. Konsternacja. Powiedz to na głos, a usłyszysz – „bo nigdy mnie tak nie traktowałeś, bo nigdy się tak nie przygotowywałeś, bo on ma mnie raz na jakiś czas, bo on nie był taki jak Ty od początku, bo to efekt nowości, to normalne, co może też chcesz seks raz na miesiąc”. Żona właśnie Cię porównała i obniżyła Twoją wartość. I masz zagwozdkę. Bo to wszystko prawda, problem w tym, że i żona dla kogoś była wyjątkowa, starała się, była elastyczna, miła, zgadzała się na wszystko, chciała po razie, drugi raz, a rano trzeci i to jeszcze w bieliźnie, szpilkach i stroju w jaki nie ubiera się w domu. I tak te myśli krążą w głowie które nie dają Ci spokoju. I rodzą się…

Kłótnie

W końcu z tego wszystkiego rodzą się kłótnie. Żal, niedosyt, a jednocześnie większe niż zwykle podniecenie i oczekiwania względem żony, życia erotycznego i pojawiają się w głowie myśli, na ustach słowa, a te prowokują kłótnie. Serio, myślisz, że nigdy nie powiesz żonie – „a od niego wzięłaś w dupę, jakbyś zawsze to robiła, w dodatku sprawiało Ci to przyjemność, a gdy ja próbowałem to nie chciałaś, a jak kiedyś się zgodziłaś to czułaś się sparaliżowana, a innym razem gdy w końcu w Ciebie wszedłem miałem wrażenie, że Cię to boli i przerwałem, sama natomiast nigdy tego nie proponowałaś, nic dziwnego że tego nie robiliśmy…”. A z kochankiem żona rozkwita. Wszystko staje się prostsze, bez kręcenia głową, wręcz wygląda to tak, że żona kochankowi, a kochanek żonie chcą udowodnić, że umieją, lubią i robią wszystko w najlepszym wydaniu.

W końcu taka, lub podobna myśl z porównaniem w tle wymsknie się każdemu na jakimś etapie. Bo masz żal, żal że żona z innym zachowuje się inaczej, Ty masz coś tam trudniej, coś tam mniej, słabiej, a patrząc na nich na spotkaniu masz wrażenie, że są tak ze sobą zgrani, że jedno próbuje zachwycić sobą – drugie. Kurde, też byś tak chciał, nie? Też chciałbyś mieć takie warunki i przychylność żony. Może i kochanek z Twoją żoną rzadszy seks, ale za to JAKI. Skoro Tobie zapada w pamięć a znasz żonę ileś lat – to na pewno robi też wrażenie na tym facecie. Mówisz to na głos i spirala (kłótni) się nakręca. Czujesz, że masz rację, ale stajesz się po prostu (wg. żony) „zazdrosny, zaborczy, przecież sam tego chciałeś, sam to zacząłeś, dlaczego masz mi zabierać to co sprawia mi przyjemność, ty też możesz coś zorganizować, zasłużyć, przecież masz mnie na co dzień, przesadzasz, Ty nie pamiętasz jak kiedyś (raz) też tak miałeś, musisz nauczyć się panować nad zazdrością, bo nie ma o co” i koniec tematu. Zgasiła Cię i czujesz się winny. I w kropce. Po czym pojawia się…

Walka o „swoje”

Zastanawiasz się – swoje. Żona – niby Twoja, ale jednak ona mówi Ci, że ona ma prawo do swojego życia, szczęścia po swojemu, definiowania granic wg. siebie i niezależności, przestrzeni. Zaczynasz odczuwać, jakby taką konkurencję, walkę o żonę. Kochanek odzywa się do niej gdy ma czas na flirt i dwuznaczności, pisze komplementy, pociesza, rozśmiesza, fantazjuje, wspomina jak smakuje jej cipka. Nie da się oprzeć takim rozmowom. Uświadamiasz sobie, że tak wygląda nowa rzeczywistość. Spotykasz się z żoną po pracy, a wtedy dzieci i ich problemy wchodzą na głowę, tu obiad, tu zakupy, tu lekcje, tu zajęcia dodatkowe, tu choroba, czy wycieczka szkolna, albo plan urlopu, remont, czy awaria w domu. Kurde nie ma kiedy, nie ma kiedy budować pozytywnej erotycznej atmosfery. Uświadamiasz sobie, że tak naprawdę to kochanek wypełnia życie Twojej żony pozytywnym przekazem, a Ty szukasz okazji na seks i masz wrażenie, że przegrywasz często tą walkę, wypalasz się. Wieczorem kochanek wirtualnie kładzie ją spać, przytula, całuje, mówi jakby się przytulił i przy okazji wplata co by mu stało i długo by tak nie poleżał. Ty leżysz obok niej… i wiesz, że to fantazja, jej kotwica z nim. Bo nawet jak Tobie cos stanie i tak ją przytulisz jak on napisał – to wiesz. Jest późno, a jutro praca, albo zaczniesz zaczepiać, ale odkryjesz, że bez specjalnej wzajemności i w sumie trzeba spasować zaloty, bo po prostu ona chce spać. Niezaspokojony zasypiasz i następnego dnia wyprzedzając fakty – robisz sobie dobrze, aby „nie być na głodzie i racjonalnie myśleć”, oraz „nie być łosiem, że musisz prosić się o seks”. Niby walczysz o swoje (a zaczynając ten fetysz myślałeś, że nie będzie trzeba bo ona będzie bardziej napalona), ale widzisz, że te Twoje już takim samym nie jest. A życie w miedzy czasie robi wszystko aby utrudnić Ci tą walkę (o uwagę, o erotykę i seks) – zarzucając Cię problemami i obowiązkami. Ale w końcu przychodzi piątek, sobota… byłeś grzeczny, we wszystkim się zgadzałeś, wychodziłeś z inicjatywą, czytałeś w myślach, zabrałeś na zakupy, proponowałeś to, tamto… kochanek poprawił nastrój fantazjując jak bzykałby Twoją żonę przypartą do muru w bramie na starym mieście i…

W końcu jest seks

Jest, jest… piątek po tygodniu, na koniec dnia, w końcu stres odchodzi, część obowiązków przekłada swój termin realizacji na później, jest więc chwila nastroju i jest seks.

Wtedy, na pewnym etapie odkrywasz, że w kategorii 0,1. Seks był. W sumie lepszy niż kiedyś. Kiedyś było krótko przed spaniem, po ciemku, pod kołdrą, nic nie widziałeś, tylko czułeś wyobrażałeś sobie coś, jedna pozycja, ale ta którą lubi, kiedyś Ci się podobało, bo nie miałeś innego wyboru, musiało Ci się podobać, przyzwyczaiłeś się i tak to wyglądało. No ale to było kiedyś przed pomysłem na trójkąty czy cuckoldy. Teraz jest lepiej, obiektywnie gdy kiedyś zwrócisz żonie na to uwagę – to będzie miała rację – seks jest lepszy, dłuższy itd. W praktyce – nie mówię że zawsze, ale najczęściej z etapu który był wcześniej zrobił się inny etap – kilka pozycji zamiast jednej, dwa razy dłużej, przy zapalonej lampce, w łóżku przed spaniem, lodzik, minetka. Odczuwasz, że było lepiej. Doceniasz to. Ale po pewnym czasie zadajesz sobie pytania, czy…?

W pewnym momencie uświadamiasz sobie, że faktycznie seks przydarza się Wam częściej, jest dłuższy, ma więcej pozycji, czasem jest poza łóżkiem, czasem w ciągu dnia, czasem zaskoczy Cię swoją ochotą na coś innego. Obiektywnie – występuje poprawa życia seksualnego, w kłótni przegrasz jak będziesz na to narzekał. A dlaczego możesz na to narzekać, no właśnie, ponieważ w głowie masz spotkanie i to jaki tam był kosmos. Nawet nie wiesz, a właśnie ustanowił się…

Nowy standard życia erotycznego

Poczekaj analogia, żebyśmy się dobrze zrozumieli. Wymieniałeś kiedyś auto na nowsze? Pamiętasz to uczucie kiedy wsiadasz do nowego auta i nagle – tu duży ekran, tu podpowiada, tu samo hamuje, tu się podświetla, tu masz spotify, jak cicho jeździ, jak fajnie grzeją fotele. Człowiek nie chce wysiadać z auta i łapie się na tym, że chętnie z niego korzysta bo mu się po prostu podoba, lubi nim jeździć nawet po bułki 500m. Ale zapomniałem Ci powiedzieć. To służbowy Passat. Nie Twój, ale szefa. I dopóki pracujesz u niego w firmie to możesz z niego korzystać – do celów służbowych. A to oznacza, że Twoje stare, wysłużone auto prywatne wciąż jest w użyciu i właśnie wybierasz się nim na weekend za miasto. Przyzwyczaiłeś się do służbowej fury, porównujesz je, nawet nie wiesz kiedy, ciągle to robisz podświadomie – bo przecież (męczy Cię to) nie da się jeździć bez spotify, te fotele są takie niewygodne, jest tak ciasno, podczas jazdy ciężko rozmawiać przez telefon bo jest tak słabo wygłuszone, jedyny wyświetlacz to temperatura i godzina. Można by wymieniać. Ale myślę, że już czujesz co mam na myśli.

Wracamy do tematu i przenosimy tą analogię na omawiany grunt. No stary – byłeś na spotkaniu z kochankiem, raz, drugi, trzeci… widziałeś co tam się robi. Kosmos. Widziałeś ile to przygotowań żony do tego aby ten wieczór, dzień, weekend wyglądał wyjątkowo. Specjalny apartament, nowa bielizna, w głowie plany jak wykorzystać tą sofę, ten blat, inspiracje, co można zrobić po wejściu, co w nocy, co na śniadanie. Prysznic przed, po i w trakcie. Widziałeś to, byłeś nawet tego częścią. Ale teraz stary jesteś w domu. Dookoła rozpierdziel, tu coś dziecko rzuciło, tu dokumenty leżące od pół roku, tam karton który zdążył się okurzyć. Powiedzmy dla równowagi, że masz weekend. Ale tu dzwoni teściowa, tu pusta lodówka, tu trzeba kupić nowe buty dla dziecka, tu zrobić obiad, tu posprzątać w końcu papiery ze stołu, tu jakieś zadanie z pracy. Trzeba zrobić coś przy domu, nawet jeśli to skoszenie trawy. Kurde no dobra, jesteś cierpliwy, pozytywny, ogarniasz wszystko – macie w końcu chwilę dla siebie. Powiedzmy sytuacja rzadka, ale – nie ma dzieci jeszcze przez godzinę w domu. Jedziecie z tematem, szybki flirt, dwuznaczności, gra wstępna i seks w salonie. Cholera dawno go nie było w salonie więc spuszczasz się jak amator przed czasem – i od razu się wstydzisz i żałujesz, że było krótko i tylko 3 pozycje. Żona nawet nie zdążyła dojść. Próbujesz wynagrodzić to jej palcem, ale musisz się trochę ogarnąć wcześniej, umyć bo wiesz – sperma jest wszędzie. Nagle okazuje się, że czasu jest mało, a żona wolniej „wchodzi na obroty” bo to tylko palec, finalnie nie zdążasz zrobić jej dobrze, a ona jakoś chyba już nie ma ochoty dojść. To nic, pobawiliście się. Dokończycie (może) wieczorem – tak mówicie i wracają dzieci… Znasz to skądś?

I wtedy cała na biało wjeżdża myśl – był seks, podniecało mnie to, ale jak tak się temu przyjrzeć, to spieszyliśmy się, żona ubrana jak zwykle, pozycje raptem 3 i to jak baran spuściłem się za wcześnie (kurde no bo ostatni seks był ładnych parę dni temu a mi się już chciało dość mocno), minetki nawet nie zdążyłem zrobić, dobrze że poprosiłem ją aby liznęła mi fiutka, bo nie wiem czy sama by to zrobiła, bo od razu prosiła mnie aby w nią wejść, bo mało czasu a ona ma ochotę na seks. Szybkie mycie, żona niezaspokojona, dzieci w domu… ani poleżeć, poprzytulać się, ani co… nastrój trochę umyka. Niby jest obiecane na wieczór dokończenie, ale wiesz jak jest… to życie. A życiu jedyne co jest pewne to zmiana.

A na tym spotkaniu to jednak było inaczej…. i tu się zaczyna to w czym my faceci jesteśmy mistrzami. Porównanie prywatnego Nissana Micry i służbowego Passata. Bo na tym spotkaniu to ona się najpierw wykąpała, ubrała w piękną bieliznę, pomalowała drugi raz, była muzyka, światło, nastrój, winko, każdy wiedział że ma tyle czasu ile chce, nikt nie przeszkadzał, każdy wiedział co nastąpi. Każdy robił to co chciał i ile chciał. Realizowaliśmy plany, fantazje. A to co było teraz… no hmm. Był seks, lepszy niż parę lat temu. Lepszy, fajny! Ale jednak w głowie ktoś zakorzenił mi już inny poziom standardu. W głowie mierzę wyżej. W głowie dobry seks to ten który widziałem na spotkaniu. To było coś… Tylko, że to było z kochankiem i dla kochanka. Dlaczego ja, my nie mamy tego w domu? Dlaczego mam dawać TAKI seks komuś (chociaż rzadko) a sam go takiego nie mieć (nawet rzadko) w domu?

Wiesz, że teraz każdy kolejny seks nie będzie już taki sam. Już teraz zawsze będziesz podświadomie mierzył się ze służbowym Passatem i szukał okazji i powodów, wymyślając coś o bezpieczeństwie, drodze hamowania, ilości poduszek – żeby tylko tego prywatnego Nissana Micrę zmienić chociaż na Golfa, którym pojeździsz sobie na co dzień i czasem pociśniesz go i dościgniesz Passata. Po prostu, zmienił Ci się poziom aspiracji i to co kiedyś wystarczało, teraz jest takie normalne. W końcu wiesz, co żona umie i i jak lubi i umie to też inaczej, a Ty nie odkryłeś i nie miałeś tego w domu. I tu znów pojawia się pewna myśl…

Czy zawsze będę uzależniony od kochanka?

No wiesz, to teraz niejako ktoś obcy wyznacza poziom Twojego małżeństwa. Żona przyzwyczaiła się, baaa uzależniła się może nawet od pisania na co dzień. Przecież to są zawsze same pozytywne emocje i budowanie więzi, która jest niezbędna. Każda rozmowa jest fajna. Jak można się nie uzależnić. Też byś się uzależnił gdybyś pisał z napaloną cudzą żoną. Powstaje tylko pytanie – czy to już zawsze będzie tak, że ktoś będzie poprawiał nastrój Twojej żony, abyś Ty miał lepszy i częstszy choć nie taki sam (porównując z tym na spotkaniach z kochankiem) – seks. Czy to zawsze już oni będą fantazjować i chcieć próbować nowe rzeczy? A Ty dostaniesz je w spadku, albo zaznasz tylko na spotkaniach? Nie marzyłeś sam kiedyś o tym aby zaproponować coś żonie, może lodzik w parku, seks na plaży, palcóweczka pod ścianą w klubie, albo macanie cipeczki pod stołem w restauracji, a może chodzenie bez bielizny po mieście, czy galerii, seks w przymierzalni, a to nigdy nie doszło do skutku? Czy to tak już będzie, że Ty ogarniasz życie, obowiązki, troski, a ktoś będzie dawał Twojej żonie same (nowe) miłe erotyczne wspomnienia? Trochę to takie, może głupie? Bo chyba nie myślałeś, że tak się skończy Twoja niewinna fantazja o tym jak jakiś facet bzyka się z Twoją żoną.

Jak myślisz – wytrzymasz z tą myślą? Kiedy dojdziesz do wniosku, że miałeś być kimś najważniejszym dla żony. Dalej jesteś, ogarniasz jej dom, dzieci, życie, ale nastrój na seks ma z zewnątrz. Seks marzenie i sytuacje jak z pornola ma z kimś. Seks wspomnienia i realizacja fantazji których nie miała – ma przez kogoś. Czym byłoby życie – dla żony bez tej dodatkowej osoby? Chyba trudno jej sobie to wyobrazić, tak wiele dobrego jej zawdzięcza. W sumie – to same dobre rzeczy. A co zawdzięcza Tobie? Z Tobą kojarzy wszystko, te dobre i te złe. Te złe nawet bardziej, bo te wgryzają się w myśli i zostają na dłużej. Każde wypowiedziane zdanie które porównuje Cię do kochanka, ocenia go negatywnie, daje do myślenia, nie jest pozytywne w kontekście relacji – zostanie Ci prędzej czy później zwrócone z nawiązką. Z całą pewnością Ty nie kojarzysz się tak jak Kochanek tylko z tymi dobrymi rzeczami. Bo Ty jesteś cały czas, od wielu lat, jesteś w stresie, chorobie, w problemach, obowiązkach, gdy nie miała pracy i gdy pracy miała nadmiar.

Masz wybór, czyżby?

W tej sytuacji jaką Ci opisałem przecież możecie zrezygnować w każdej chwili z takiego życia prawda? Tak się umawialiście? Czekaj. A może nie? A może żona uważa po tylu spotkaniach z kochankiem, że ona też ma prawo do podjęcia decyzji, ma prawo do szczęścia, a jej się takie życie podoba. Ona lubi być adorowana, ona lubi mieć z kim popisać, lubi się oderwać w pracy, lubi być podgrzana, lubi też jak Ty jesteś zazdrosny, bo w końcu dopiero wtedy ją szanujesz, dbasz o nią i traktujesz tak jakby tego chciała (walczysz o nią, o jej uwagę, przychylność, erotykę i seks). Zauważyła, że to jedyny bat na Ciebie. Tylko jak masz konkurencję, to jesteś miły, wyrozumiały, przystajesz na jej zdanie, szanujesz jej decyzje, robisz to co powinieneś, czyli to co ona by chciała. Lubi też te spotkania i chce się spotykać, bo tam błyszczy. Tylko tam, w domu nie da się tak błyszczeć (tzn. da się jeśli będziesz czekał na seks miesiąc, zorganizujesz go, wyjedziesz, przygotujesz wszystko i będziesz dla niej tylko miły i cudowny i zakocha się w Tobie na nowo, to tak – próbuj). I tu Kolego czytelniku bloga – okazuje się, że jesteś już w sidłach i sytuacji bez wyjścia. Chyba, że za wyjście uważasz odejście od żony.

Podsumowanie – czy trójkąt, cuckold ma wady, ma kolce?

Tak, ma. Nie wiem czy doczytałeś do końca. Może powinieneś przeczytać to nawet więcej niż raz. Absolutnie nie chce Cię straszyć, trójkąt czy cuckold to super, fajne doświadczenie, w końcu o nim fantazjujesz tyle lat. Przesadzam z tym wszystkim, myślisz. Absolutnie Twoje doświadczenia będą inne, prawda? Masz inną żonę, Ty jesteś inny. Absolutnie każda historia nie jest taka sama. Na spokojnie więc – Ty przejdziesz suchą nogą przez to wszystko. Jesteś pewny, że tak będzie. Zaprzeczasz temu i tak właśnie myślisz, bo wydaje Ci się to ostro popieprzone i nie realne, aby mogło wystąpić. Przecież na filmikach widziałeś co innego. Waliłeś sobie do nich tyle razy, że skupiłeś się na jednej stronie medalu, w dodatku wyrwanej z kontekstu i streszczonej w kilka minut. Tyle osób Ci na czacie mówiło że jest zajebiście. Czekaj… a może byli tam tylko Ci co fantazjują, albo akurat im się rzeczywiście udało i zapomnieli ile ich to kosztowało. Czekaj… a gadałeś tam z jakimś rozwodnikiem, który rozstał się z żoną z powodu nie wytrzymania bycia stawiania kogoś w szranki z kimś obcym i tej permanentnej zazdrości, wyścigu. A może słyszałeś taką historię? Czekaj – chyba nie gadałeś i nie czytałeś o kimś takim. No właśnie, może dlatego, że nikt o tym nie pisze i nie mówi. Może dlatego, że tacy ludzie mają tego po dziurki w nosie i są gdzie indziej.

Układ trójkątny ma kolce, te kolce mogą być dla Ciebie wyzwaniem, inspiracją do (ciężkiej) pracy nad sobą, a mogą być barierą. Wszystko zależy jaki Ty masz charakter, jaki ma żona i jaki ma kochanek. Możesz wpaść w pułapkę. Wpadniesz w nią myślę na pewno, to bardzo skomplikowany układ. Pomyśl – dlaczego jedno na trzy małżeństwa w Polsce się rozwodzi? Ile z nich rozwodzi się bo miało problemy w relacji związane z kochankiem? Nie wiemy. Poza tym co się dzieje przy trzech osobach w relacji, ilość konfliktów nie rośnie? Zdajesz sobie jak trzeba znać się z żoną aby to wypaliło i przynosiło satysfakcję każdej stronie? Tu nie chodzi o czas i staż małżeństwa, ale o jedną ważną rzecz…

Jak się kłócicie, czy i jak dochodzicie do porozumienia?

W mojej ocenie to najlepszy wskaźnik i prognostyk potencjalnie udanej relacji trójkątnej. Nie chodzi o ilość kłótni, nie chodzi o ich przedmiot. Kłótnie będą – ale, zazdrości, niedocenienia, pominięcia, czegoś mniej, gorzej, inaczej… powody się znajdą. Pytanie czy macie w stopniu perfekcyjnym opanowane umiejętne, konstruktywne kłócenie się, tak aby po rozmowie każda ze stron wyszła nie na tarczy ale z tarczą, chodzi o tzw. sytuację win – win. Kompromis, a nie ustąpienie, wspólna zgoda na coś bez uległości jednej strony?

Jesteś w tym mistrzem, czytałeś na ten temat, znasz techniki, poradzisz sobie? Tego Ci życzę, bo trójkąt i cuckold mogą być fajnym doświadczeniem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *